Wprowadzenie
obowiązku odprowadzania składek od każdej umowy cywilnoprawnej
budzi wiele skrajnych emocji. Z jednej strony ma ona pomóc w
ograniczeniu nadużywania tej formy zatrudnienia oraz uporządkować
rynek pracy, z drugiej – może odbić się na pracownikach, którzy
i tak nie otrzymają stałej umowy, a dodatkowo otrzymają niższe
wynagrodzenie.
Walkę z problemem
narastających umów zleceń i umów o dzieło zapowiedział Donald
Tusk w swoim drugim exposé.
Była to reakcja na dane, które wskazały, że ponad 5,5 miliona
osób w Polsce nie płaci składek na ubezpieczenie i obciążenia
podatkowe lub płaci je w formie zaniżonej. Dziennik Gazeta Prawna
podaje natomiast, że w tej chwili na umowie śmieciowej pracuje już
co szósty Polak.
Rozwiązaniem dla
nadużyć ze strony pracodawców ma być oskładkowanie umów
cywilnoprawnych i zagwarantowanie w ten sposób pracownikom godności
i poczucia bezpieczeństwa na przyszłość – jak zapowiedział
Donald Tusk. Od 1 stycznia 2015 r. ozusowane zostaną dochody
członków rad nadzorczych, a od przyszłego roku obowiązek
opłacania składek od wszelkich umów zleceń do wysokości
minimalnego wynagrodzenia obejmie już wszystkie takie kontrakty. W
ten sposób rząd zablokował możliwość stosowania podwójnych
umów i zapewnił dodatkowe wpływy do ZUS, których wysokość
szacowana jest na 650 mln zł. Ponad połowa z tej kwoty ma stanowić
dochód z pieniędzy członków rad nadzorczych.
Chociaż projekt
zmian spotkał się z przychylną opinią związków zawodowych i
części pracodawców, nadal pojawiają się głosy, które mówią o
zagrożeniu związanym z rozszerzeniem szarej strefy, obniżeniem
wynagrodzenia o wymiar składek emerytalnych, czy z naturalnym
wygaszaniem umów cywilnoprawnych. Wszystko to może sprawić, że
przychody dla budżetu okażą się niższe, niż przewidują
optymistyczne prognozy.
Ponadto, nowe
przepisy mogą się niekorzystanie odbić na samych pracownikach.
Konfederacja Lewiatan w czarnym scenariuszu przewiduje spadek
wynagrodzeń o 10 proc.
Źródło: DGP