W tym roku żaden uniwersytet nie otrzymał zgody na zwiększenie limitu miejsc na darmowych studiach. Takie pozwolenie otrzymywały przede wszystkim państwowe wyższe szkoły zawodowe. Efektem może być coraz mniejsza liczba osób na darmowych studiach. Obecnie jest ich o 29,4 tys. mniej, niż w roku poprzednim.
Rektorzy zastanawiają się, jak obejść ustawowy wymóg, który narzuca na uczelnie złożenie wniosku do ministra w sprawie zwiększenia liczby miejsc na bezpłatnych studiach o więcej, niż 2 proc. Dotyczy to przede wszystkim sytuacji, kiedy uczelnia otwiera nowy kierunek, ale nie zamierza obniżać liczby miejsc na innych fakultetach. Na 130 wszystkich szkół publicznych, 51 skorzystało z takiej możliwości. Resort nauki pozytywnie rozpatrzył wnioski 30 z nich, z czego przeważająca większość dotyczyła PWSZ oraz uczelni technicznych.
Pozytywnej decyzji o zwiększeniu limitu miejsc nie otrzymał natomiast żaden uniwersytet. To dowodzi, że szanse na otrzymanie pozwolenia ma jedynie ta uczelnia, która zamierza otwarcie kierunku technicznego, co jest zgodne z polityką promowania tych fakultetów. Od kierunku uzależniony jest również podział dotacji. Resort większe środki przeznacza na kształcenie na studiach ścisłych.Jak się jednak okazuje, decyzje ministerstwa odnośnie wyboru szkół, otrzymujących prawo do zwiększenia limitu miejsc, nie są do końca trafne. Na przykład, resort takiej zgody udzielił uczelni technologicznej, która odnotowała spadek kandydatów o 15 proc. w porównaniu do poprzedniego roku. Średnia liczba osób przyjętych do szkół technicznych, które otrzymały takie prawo, spadła o 7,7 tys.
Swobodę szkół we wprowadzaniu zmian ma jednak dodatkowo zmniejszyć projekt nowelizacji ustawy Prawo o szkolnictwie wyższym, który przygotowało Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego. Nowe zasady mają uzależnić limit 2 proc. nie od ogółu studentów, ale od liczby studentów przyjętych. Taka decyzja znacząco wpłynie na uczelnie, wśród których spadek liczby przyjętych jest bardziej odczuwalny, niż wahania ogółu uczących się. Szkoły wyższe będą więc coraz bardziej zależne od decyzji ministra. W zależności od tego, ile osób zrekrutują w tym roku – ta liczba będzie decydować, ile osób będzie mogło zostać zarejestrowanych w roku przyszłym.
Takie rozwiązania nie podobają się rektorom, których możliwości rozwoju placówek zostaną znacznie ograniczone. Wnioskują oni o zwiększenie limitu, jeśli uczelnia zdecyduje się zapłacić za nadwyżkowych studentów ze swoich środków, a nie z pieniędzy budżetu. Dzięki takiemu rozwiązaniu limit osób przyjętych zwiększyłby się również w roku następnym.