Unia Europejska rozpoczęła debaty na
temat bezwarunkowego dochodu podstawowego (BDP), który
gwarantowałby wszystkim obywatelom krajów członkowskich
tysiąc złotych, euro lub franków dochodu bez względu na to,
czy jest on zatrudniony, czy nie. Koszty takiego przywileju w Polsce
wynosiłyby 370 mld zł rocznie. Chociaż pomysł brzmi
nieprawdopodobnie, pod Europejską Inicjatywą Obywatelską w zeszłym
tygodniu podpisało się ponad 125 tys. obywateli Unii. By sprawą
zajęła się Komisja Europejska, przez następne dwa i pół
miesiąca trzeba ich zebrać jeszcze 875 tys. Próg ważności
został dotychczas osiągnięty w dwóch krajach członkowskich
– Słowenii i Chorwacji. Aby inicjatywa była ważna, musi ich być
co najmniej siedem.
Takie rozwiązanie budzi różne
kontrowersje. Z jednej strony jest usankcjonowaniem prawa do
wolności, rozumianym przede wszystkim jako brak przymusu do pracy.
Zmniejsza uzależnienie osób, które nie zarabiają od
tych, które zarabiają pieniądze w gospodarstwie domowym.
Ponadto, takie zarządzenie mogłoby zwalczyć ubóstwo.
Pozostaje jednak pytanie o to, jakie konsekwencje będzie miał brak
przymusu do pracy. Dochód gwarantowany ma stanowić minimum,
dzięki któremu można przeżyć na średnim poziomie. Trudne
do przewidzenia jest także to, co stanie się z popytem na mniej
płatne prace.
BDP byłoby finansowane dzięki
podniesieniu podatków. Wymagałoby oszczędności,
wynikających ze zmniejszenia czy likwidacji innych transferów
socjalnych. Idące za tym uproszczenie systemu pomocy społecznej
pozwoliłoby na zmniejszenie ilości urzędników potrzebnych
do jej obsługi.
Wbrew pozorom takie rozwiązanie nie
jest nowością. Powszechny system ubezpieczeń zdrowotnych czy
emerytalnych na większą skalę został wprowadzony w Niemczech za
czasów kanclerza Bismarcka 130 lat temu. Dzisiaj w
rozwiniętych krajach takie rozwiązanie jest standardem. Wprowadzają
je obecnie również Stany Zjednoczone, wdrażając projekt
Obamacare. Szwajcarzy, którzy kwestię wprowadzenia BDP
rozstrzygną wkrótce w ogólnonarodowym referendum,
planują kwotę w wysokości 2,5 tys. franków szwajcarskich.
Daniel Straub, jeden z inicjatorów akcji zbierania podpisów
w referendum, mówi wprost o tym, aby oddzielić ludzką pracę
od dochodu i pozwolić, aby maszyny wykonywały olbrzymią część
pracy manualnej.
Źródło: GP