Od końca sierpnia trwa spór o
dodatkowe zajęcia w przedszkolach. Wprowadzone nowe przepisy
uniemożliwiają rodzicom dopłacanie do lekcji angielskiego, czy
tańca, ponieważ nie mogą oni płacić więcej, niż 1 zł za
godzinny pobyt dziecka w placówce. Aby rozwiązać ten
problem, resort zalecił samorządom finansowanie takich zajęć z
dotacji, którą otrzymały od Ministerstwa Edukacji na
wychowanie przedszkolne. Problem polega na tym, że nie wszystkie
samorządy chcą opłacać zajęcia dodatkowe.
Wynika to z braku pieniędzy na takie
dofinansowania. W Krakowie urzędnicy informują, że miasto na
jednego przedszkolaka wydaje 600 zł, a dotacja Ministerstwa Oświaty
pokrywa zaledwie 103 zł. W Opolu natomiast w budżecie w ogóle
nie przewidziano pieniędzy na zajęcia dodatkowe. W Rzeszowie
natomiast zajęcia dodatkowe miały być opłacane przez radę
rodziców, co jednak spotkało się z negatywną oceną
resortu.
Według rzecznika praw dziecka, Marka
Michalaka, nowa ustawa jest szkodliwa dla rozwoju przedszkolaków.
Wystąpił on do Krystyny Szumilas – szefowej resortu edukacji –
z prośbą o ponowne zbadanie efektów nowych przepisów.
Sprawą zainteresował się także Związek Nauczycielstwa Polskiego,
który zwraca uwagę na utratę pracy przez nauczycieli, którzy
w wyniku zmian stracili możliwość prowadzenia zajęć z języka
angielskiego czy rytmiki. Według ZNP, samorządy powinny przeznaczyć
środki na doskonalenie zawodowe takich nauczycieli.
Problem nie zostaje jednak rozwiązany.
Wyjściem z sytuacji może być opłacanie zajęć dodatkowych przez
rodziców bezpośrednio firmom, które takie usługi
oferują, a przedszkole wynajmie takiej firmie salę. Jest to sposób
na obejście zakazu, a przedszkola nie będą musiały pobierać
dodatkowych opłat od rodziców.
Źródło: GP